Siedziałam w jaskini spokojnie, zdziwiło mnie, że Verna długo nie wraca. Uznałam jednak, że ma swoje powody. Korzystając z okazji wymknęłam się cicho z jaskini. Wiedziałam, że siostra nie pochwala moich samowolnych wycieczek, ale czułam, że muszę sobie polatać. Możecie to nazwać uzależnieniem, ale nie mam ostatnio zajęcia, tą czarną magię i starożytne zaklęcia już opanowałam, więc teraz mam wrażenie, że umieram z nudów. A może to dosłownie mnie zabijało? Wszyscy w moim otoczeniu twierdzili, że mam niby jakieś ADHD. Jednak ja uważam, że jest całkiem inaczej, jestem spokojna, jeśli muszę. No może, czasami, ale to nie jest teraz istotne.
Lot był wspaniały, tylko ciągle zimno mi było, dziwnie zimno. Może sobie zapoluje, żeby się rozluźnić. Otworzyłam szeroko oczy w nadziei, że wypatrzę coś ciekawego, ale nie było niczego. Jak nuuuuudno, nie mogę już wytrzymać, nawet głodna nie jestem. A wtedy zwykle coś jest nie w porządku, bo głodna ja, to zła i straszna ja. Siostra już tego doświadczyła i niezbyt miło to obie wspominamy.
W pewnym momencie zawróciłam do jaskini, zauważyłam wracającą Vernę. Byłą bardzo wstrząśnięta i nie było z nią Tashy, czyżby zaginęła? Poczekałam, aż wilczyca zaśnie i wślizgnęłam się do wnętrza za nią. Położyłam się spać, jutro muszę znaleźć sobie jakieść zajęcie. Wyobraziłam sobie śmiejącą się ze mnie siostrę.
-Nie, nie mam wcale ADHD, ani uzależnienia- mruknęłam.
Moje sny były jak zwykle chaotyczne i były zlepkami mojej przeszłości, nieważne jak próbowałam, zaklęciami i innymi sposobami. Nie udało mi się jej odzyskać. Jedynie wielki czarny basior mruczący coś w naszym kierunku jak byłam z rodzeństwem. Jednak on patrzył na nas, jakby w tej napaści chodziło o szczenięta. Dlaczego mnie teraz jego widok nawiedził? Wpadałam w paranoję. To była stanowczo nuda.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz