Sytuacja opanowana.
Znaleźliśmy Perrie i Deep'a, Bejal natomiast się rozpłynął. Dosłownie.
Po drodze zauważyliśmy basiora. Nie znałam go i wątpiłam, żeby ktokolwiek go znał, ponieważ wilki na jego widok poczęły powarkiwać.
Leżał pod drzewem i wcale nie wyglądał, jakby właśnie szykował się do ataku.
- Idźcie dalej! Ja z nim porozmawiam! - krzyknęłam i podbiegłam do basiora.
Podchodziłam ostrożnie do nieznajomego.
Gdy tylko mnie zauważył, uniósł wargi i wyszczerzył kły.
- Odejdź stąd! - syknął.
- Odejdę, jak powiesz co robisz na terenie naszej watahy. - Tym razem ja wyszczerzyłam kły.
- Nie należę do żadnej watahy i nie muszę się nikomu tłumaczyć.
" Jaki wyszczekany" - pomyślałam. Lubię to.
W tej chwili zauważyłam kałużę krwi.
Obudziło się we mnie coś w rodzaju troski.
- Słuchaj, albo pójdziesz z nami, albo wykrwawisz się tu na śmierć. Wybieraj.
Już odchodziłam, gdy wtem wilk jęknął za mną:
- Zaczekaj...
- Czego? - Dobra, może przesadziłam, ale nie widziałam powodu, dla którego miałabym być milutka.
- Ja Cię skądś znam...
To było jak przebłysk energii.
Podparł głowę łapami, po czym kontynuował:
- Ty jesteś Aoime. Pamiętam Cię. Byłaś razem ze mną w watasze... watasze...
Nie mógł dokończyć, ponieważ głowa opadła mu bezwładnie na ziemię...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz