Szłam powoli, nie spiesząc się. Gdzie? Przed siebie. Byłam tyle w
krainie, a nie miałam z kim spędzić tego czasu. Chciałam mieć kogoś, kto
wspierałby mnie, nie zważał na mój dziwny charakter. Chciałam mieć
przyjaciółkę. Kiedy byłam sama z bratem, samotność mi nie przeszkadzała,
a kiedy dołączyłam do Watahy Mroku, zaczęłam przesiadywać sama. Było to
przyzwyczajenie do samotności. Ale znużyło mnie to. Całymi dniami
chodziłam to tu to tam, ciągle sama. Tak wyglądał mój codzienny dzień-
nudny, nie warty zapamiętania, bezwartościowy. Ożywiałam się tylko
wtedy, gdy w krainie coś się działo. ,,Ale całego życia tak po prostu nie
da się spędzić...''- myślałam.
Kopnęłam znajdujący się blisko mojej łapy kamyk. Ale kto by mnie
zechciał? Samotniczka zawsze zostanie samotniczką. Jeśli nawet zdobędę
przyjaciela, to zawsze, nawet najmniejsza moja cząstka, będzie taka, jak
kiedyś.
Szłam na oślep, bardziej pogrążona w myślach, niż zajęta patrzeniem się,
gdzie idę. I przez moją nieuwagę prawie wpadłabym na wilczycę... Nayrę,
z mojej watahy.
-Oj, przepraszam...- wydukałam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz