Leżałem obok wilków z mojej watahy. Żaden nie miał odwagi zapytać się o co chodzi, co się stało, że mnie nie było. Cokolwiek. W pierwszej chwili to mnie wcale nie zadziwiło, ale gdy spojrzałem w dół na swoje łapy… było wszystko jasne. Płonęły płomieniem, ale nie zwyczajnym płomieniem. Od mojej przemiany moja sierść jest na wpół niebiesko-czerwona. Teraz byłem cały niebieski. To najwidoczniej wszystkich przestraszyło i bali się że „zły” wilk powrócił, ale nie to byłem ja. Stary Bejal.
- Przepraszam, nie bójcie się. Mam zły dzień… - spojrzałem na Dianę, która widocznie otwierała pysk, aby coś powiedzieć. Szybko dodałem- Nawet nie pytajcie.
Gdy wlepiałem swe ślepia w ziemie zauważyłem nowy cień. Podniosłem szybko pysk do góry i zobaczyłem nikogo innego jak Verne. Alfę Laty. Stała w przejściu i patrzyła na mnie. Czułem wzrok każdego z wilków. Chyba czekały aż coś powiem jednak mnie zamurowało. Spodziewałem się zupełnie kogoś innego. Nie Verny, a Aoime. Mejsi, która zauważyła moją minę szybko podbiegła do Verny i zaczęła skakać z radości.
- Verno, kochana! W końcu zawitałaś do nas!
- Ehm.. Tak, tak właśnie do was… - zasmuciła się wilczyca.
Ja jednak nie zamierzałem być gościnny i szybko przeszedłem do konkretów, patrząc głęboko w oczy wilczycy, aby nie zaczęła kłamać.
-Co Cię do nas sprowadza Verno?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz