Ułożyłem się idealnie pod Płonącym Wulkanem, tak aby ciepło z wnętrza okalało mnie z każdej możliwej strony. Czułem się w zupełności zrelaksowany i spokojny. Do czasu… usłyszałem głośny tupot. „Grrr… już nie mają gdzie polować” myślałem patrząc w kierunku odgłosów.
Nie myliłem się. Jednak zdziwiłem się widząc Aoime. To właśnie ono goniła łanie, która nie była wcale taka malutka. Postanowiłem zabawić się z waderą i zabrać jej zwierzę, które tak dzielnie goniła, aż do terytorium Watahy Wiosny. Łania pędziła prosto na mnie więc nie miałem najmniejszego problemu ze schwytaniem jej. Usłyszałem tylko gruchot jej karku, gdy zacisnąłem zęby.
Chciałem przywłaszczyć sobie padlinę, ale szkoda było mi Ao, która była wyraźnie zmęczona gonitwą. Złapałem ponownie zwierzę w zęby i z trudnością upuściłem je przed waderą. Wtedy poraz pierwszy spojrzałem na nią z takiej perspektywy. Delikatny wiatr rozwiewał jej idealnie białą sierść. Z krwią na zębach, która nadal mi kapała powiedziałem nieśmiało:
- Cześć… zapomniałaś łani. Chciałem tylko pomóc. –krew ciągle kapała, próbowałem wytrzeć ją w mojej niebiesko-czerwonej sierści, ale mój pysk nadal był w burgundowej ciepłej substancji.
Speszony moim wyglądem odwróciłem się od wilczycy stawiając pierwsze kroki, aby opuścić to miejsce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz